Miłość

Niektórzy zakochując się myślą, że spotkali miłość. Po uszy zanurzają się w emocjach, niecierpliwie chodzą od ściany do ściany nasłuchując w niewyobrażalnym napięciu kroków na schodach, tak są zajęci tęsknotą, że zapominają jeść i pić, a jedyne czym mogą oddychać, żeby nie umrzeć, to zapach upragnionej osoby. Dzwonią i nalegają na spotkanie, bo bez dotknięcia jej stopią się z pragnienia.

Wariują, kiedy jej nie widzą i złoszczą się, że tak długo nie przychodzi, bo życie już bez niej staje się nieznośne. Nic nie widzą, nic nie słyszą. Myślą więc, że to jest to.

Jednak to nie to, to „wezbranie krwi”. Zakochanie jest jak zaczyn do chleba. Może wyrosnąć piękny i okazały, może swoim zapachem czarować i wabić, może nakarmić wielu. Ale, żeby karmił, trzeba się napracować. Czasami jednak chleb nie wyrośnie i wszystkie składniki się zmarnują.
Kiedy opadają mgły i zasłony, i objawia nam się prawda o drugiej osobie i zaczyna przeszkadzać, że ona wszystkiego się boi, a on nie jest znowu taki silny, jak się wydawało, zdarza się, że zakochanie okazuje się nie być miłością.

Czasami jednak idziemy dalej, wiedzie nas przeczucie, że choć nie będziemy patrzeć przez różowe okulary, to jednak wystarczy nam siły, żeby pokonać trudności. I coraz dalej nasze zakochanie już nie jest jak miłość egoistka, która wszystko chce dla siebie. Jesteśmy z nim, bo przecież na dobre i na złe, nie opuszczę jej, bo przecież aż do śmierci. I czasami miłość okazuje się cieniem. I koniecznie chcemy się spod niego wydostać. Odpocząć. Nie słyszeć jej kroków na schodach zbyt szybko, bo zacznie marudzić. Nie dzwonić już z pytaniem, kiedy wróci, bo wolałaby, żeby dzisiaj nie wracał.

Nie tak miało być. Jednak na dobre i na złe, i aż do śmierci, nie daje spokoju, tłucze się po głowie i parzy, i boli, i gniecie. Jak to zrobić, jak nie umrzeć? I zdarza się, że po przecierpianych bólach, nieprzespanych nocach, z tą samą natrętną myślą, zaczynamy rozumieć, że na dobre i złe, i aż do śmierci staje się szansą i od zawsze jako szansa było pomyślane. Szansą na zmianę, na odwrócenie oczu od siebie i patrzenie na niego, i tylko na nią, bo miłość „nie szuka swego.” I kiedy wreszcie widzi ją zmęczoną po kolejnej nieprzespanej nocy, bo wciąż z dzieckiem przy piersi, to już rozumie i pierwszy raz podniesie tę koszulę z ziemi, i położy ją tam, gdzie trzeba, byle ona nie musiała się schylać – taka zmęczona. A ta wymięta, z ziemi podniesiona koszula to jest to – to miłość. I tak, miłość jest szalona, ale nie egoistka. Tylko wtedy miłość cierpliwa jest i poczeka, aż on przestanie ją ranić, łaskawa jest i wybaczy, to co niewybaczalne. Ucieszy się z jego sukcesów, choć sama od dawna nie ma żadnych, zniesie jego egoizm i niezadowolenie, odbierze sobie rozrywkę, żeby ona mogła odpocząć. Miłość „wszystko zniesie.” I choć taka trudna, dla ludzi niedościgła, choć upragniona, do takiej zmierzamy. A żebyśmy nie musieli się domyślać, jak ona wygląda ani szukać jej nie wiadomo gdzie, to jest blisko, jest odniesieniem, wzorem, wsparciem, odpoczynkiem, wszystkiego oddaniem i przytuleniem. Jest Miłością Miłosierną. Ona nam wszystko podpowie.

Autor: Sylwia Nitkowska


Logowanie