Asyż 2013

DZISIAJ:

Chodzę po Gdańsku, a mój duch w Asyżu. Jadę do pracy i wielkie jest moje rozczarowanie, że w oddali nie rosną pinie, a po drodze mijane parki, to nie gaje oliwne. Jeszcze mnie tu nie ma...

PRELUDIUM:

Jak było, zanim zatrzymaliśmy się?
Czułam się jak kula pędząca z prędkością światła. W biegu i ciągle z zadyszką. Na wszystko brakowało czasu i dla wszystkich. Za Bogiem codziennie tęskniłam. Niewiele więcej. Trudno było wyhamować. Zastanawiałam się, kiedy się roztrzaskam? Nie tylko ja.

Asyż był w myślach odkąd pamiętam. Był w opowieściach, wspomnieniach i rozmowach. Myśl o nim rosła w marzenie, aż w końcu stała się pragnieniem tak potężnym i niemalże bolesnym, że można je było tylko ugasić. Ojciec Tomasz niejednokrotnie prowokował nas pytaniem: kiedy jedziemy? I zaskakująco dla niejednego z nas podjęliśmy decyzję: JEDZIEMY! Chęci były wielkie, a przeszkody jeszcze większe. Finansowe, zawodowe, dzieci zaczęły chorować, trudno było znaleźć opiekę do najmłodszych, a myśl o pozostawieniu ich tutaj – zniechęcająca. Niektórzy z nas modlili się o tę naszą pielgrzymkę. Paradoksalnie, czym większe przeszkody tym większe pragnienie.

I dzień 13.03.2013. Wybór papieża.

Biały dym, oczekiwanie w napięciu, aż wreszcie pada: Habemus papam. A imię przybrał FRANCESCO! Zatkało mnie. Siedziałam z dziećmi przed TV i nie mogłam nic powiedzieć. A moja mała córeczka mówiła: Francisek, ja kocham Franciska.

Ja też kocham!
Poczułam jak Bóg mówi do nas: „nie lękaj się”. Przestałam się bać. Zostawiliśmy więc wszystko, co ważne. Stawaliśmy na głowie, żeby pojechać. Zostawiliśmy domy, pracę w najmniej odpowiednim momencie. Dzieci. I wyruszyliśmy w drogę. Do Asyżu. Do Boga.

DSC07329

26.04.2013 Stacja Pierwsza - Pęknięcie.

PAWEŁ:

Nareszcie ruszamy w podróż do miasta Pokoju i Dobra, a w sercu ani tego ani tego. Napięcie wyjazdowe przekłada się na relacje. Po drodze stajemy jeszcze na stacji benzynowej przy obwodnicy i przy błahym przecieraniu przedniej szyby samochodu pojawia się na niej pęknięcie. Czy szyba jest tylko ekranem, na którym wyświetlane jest zupełnie inne pęknięcie?
W każdym razie jest jasne, że z takim pęknięciem (szyby?) nie można jechać na rekolekcje. Trzeba wszystko zmienić , zostawić pęknięcie na starcie, zapakować się jeszcze raz i ruszyć od nowa. Ale skąd wziąć to nowe?
Nowe przychodzi od razu, przy pierwszej próbie - Piotr nie widzi żadnego problemu, żeby użyczyć nam nowy i lepszy (samochód). Wyrzucamy wszystko z pękniętego, układamy od nowa i startujemy jeszcze raz bez pęknięć. Zły (samochód) został, nie przeszkodzi w tym wyjeździe.
Takie mini rekolekcje na starcie.

INTERLUDIUM:

Przystanek pierwszy, Rzym, 28.04.2013 r.

Godzina 6.00. Z naszego okna widać białą kopułę Kaplicy Sykstyńskiej i fioletową fasolę spływającą z pobliskich murów. Miało padać, a świeci piękne słońce. Uśmiech Pana Boga. Wychodzimy na ulicę. Jest 7.30. Przeciskamy się przez międzynarodowy tłum. Spotykamy się przed Pałacem Anioła. Cieszymy sobą. Wreszcie ruszamy w stronę Placu Świętego Piotra. Ojciec Święty spotka się dzisiaj z młodzieżą bierzmowaną. Wśród nas Martyna, która zaraz po powrocie z pielgrzymki przyjmie ten sakrament. Przyjechała na swoje spotkanie z Ojcem Świętym.
W czasie Eucharystii na Placu tysiące ludzi, a cisza jak makiem zasiał. Wszyscy skupieni. Ojciec Święty mówi, że chrześcijanin jest zaproszony do robienia wielkich rzeczy. Wielkich rzeczy!
Obracam te słowa w sercu po wielokroć. Zachowuję je, żeby przywołać wtedy, kiedy dopadnie mnie bylejakość.

DSC 0207Po skończonej Eucharystii Ojciec Święty wyjeżdża do ludzi. Nie spieszy się, jedzie powoli, zatrzymuje się co chwilę, jakby każdemu chciał spojrzeć w oczy. Nad naszymi głowami powiewa biało-czerwona flaga, a pod nią, na białej tkaninie nazwa naszej wspólnoty i logo. Marzymy, żeby Ojciec Święty pobłogosławił nas. Stoimy blisko barierki. Napięcie rośnie, oczekiwanie miesza się z radością. Nagle ktoś woła: jedzie! Odtąd wszystko toczy się szybko. Samochód staje bardzo blisko nas. Nasz współbrat za barierkę wyciąga swojego małego synka. Patrzymy na pracownika ochrony, a ten podchodzi do niego i zanosi chłopca Ojcu Świętemu, który błogosławi i całuje go. Mam ściśnięte ze wzruszenia gardło, trudno powstrzymać łzy. „Proście, a będzie wam dane”. Deszcz łaski spadł także na nas.
Kiedy później spotykamy się z Ojcem Tomaszem okazuje się, że i Jego Ojciec Święty pobłogosławił. Tyle darów jednego dnia. Co będzie dalej?

DSC 0077
Wieczorem dojeżdżamy do Asyżu. Nigdy tutaj nie byłam. W ciemności błyszczy Bazylika Świętej Klary. Osobiście do Niej tutaj przyjechałam. Chcę z nią „porozmawiać”, podziękować, powierzyć kogoś wyjątkowego. Każdy z nas przybywa tutaj ze swoimi sprawami, pytaniami, nadziejami. Komu z nas uda się znaleźć odpowiedzi? Kto, za wstawiennictwem Świętego Franciszka i Świętej Klary, spotka Pana?
Zbyt wiele niewiadomych. Ojciec Tomasz przez wszystkie te dni naszej pielgrzymki będzie nas zagrzewał do otwartości i wciąż będzie powtarzał: łapcie wszystkie łaski.

Przystanek 2, Asyż, 29.04.2013r.

DSC 0659Znowu słońce, wiosna w pełni. Wszystko kwitnie, kolorowo od kwiatów. Biały kamienny Asyż na wzgórzu jakby schodzi w dół. Urokliwe miasto, pełne wąskich krętych uliczek, mnóstwo w nim zakamarków, schodów prowadzących na coraz wyższe tarasy. Kiedy wejdzie się wysoko, z góry widać dachy, jeden wisi nad drugim. W dole, u jego stóp Umbria, zielona, a w oddali widać Bazylikę Matki Bożej

Anielskiej ukrywającej w sobie Porcjunkulę – kościółek, który Święty Franciszek ukochał i dbał o niego przez całe życie. Na ulicach donice z oliwkami, rośliny na każdym rogu.
Idziemy do stajenki, w której wśród zwierząt urodził się Święty Franciszek. Takich analogii do życia Pana Jezusa w życiu Franciszka jest więcej. Śpiewamy kolędę „Pójdźmy wszyscy do stajenki”, a stajenka Franciszka aż huczy od naszego śpiewu. Jak dzieci cieszymy się tą kolędą w środku wiosny.

Wędrujemy do San Damiano, kościółka, w którym Franciszek modlił się do Pana, szukając odpowiedzi na pytanie, jak ma wyglądać jego życie? Tutaj Jezus z krzyża przemówił do Świętego:” Franciszku, idź i napraw mój Kościół, który, jak widzisz, cały jest w ruinie”. Franciszek porzucił wygodne życie rycerza, wszystko co miał, rozdał biednym i poszedł za Jezusem. Nie zadawał pytań, nie licytował się z Bogiem, nie wymyślał, co by tu dla siebie zachować. Oddał się cały i nic nie miało mu w tym przeszkadzać.

DSC07320

SYLWIA:

Słyszałam wiele historii o Asyżu. Tutaj niektórzy zmieniali swoje życie, podejmowali ważne decyzje, zaręczali się, nawracali. Miasto uświęcone obecnością wielkich świętych, miasto rozmodlone, stąd do nieba płyną setki modlitw każdego dnia. Niewiele jest takich miejsc na Ziemi, gdzie sprawy doczesne znikają.
Na tę pielgrzymkę jechałam z radością i niepokojem. Czy będę potrafiła zapomnieć o sobie i zwrócić się w stronę Boga, którego Obecność potrzebowałam poczuć mocno, bo żyję na respiratorze wiary. Tyle tutaj pięknych miejsc, kościołów, a Bóg jest wszędzie, wystarczy tylko otworzyć się na Niego. W osławionym kościółku San Damiano, wspominanym przez braci tyle razy - załamałam się. Tu Franciszek rozmawiał z Jezusem, kościółek owszem piękny, ale ja nic nie czuję. Moja wiara jest toporna i ciężka, a ja potrzebuję wreszcie przylgnąć do Boga. Na co dzień wierzę, ale nic nie czuję. Trudno. Z ciężkim sercem odeszłam.

DSC 0966

Zaczęłam chodzić po zabudowaniach przylegających do kościółka. Powoli, z uwagą oglądałam miejsce, w którym Święty Franciszek umieścił Świętą Klarę i jej współsiostry. Tutaj skromnie żyły i pracowały. Moja córka z dumą oprowadzała mnie po tym miejscu, wszystkiego nauczyła się z książeczki o Asyżu. Ona szczebiotała, a ja byłam smutna. Tutaj siostry pracowały, a tutaj był ogródek Świętej Klary. A tutaj, wskazała na kawałek podłogi wydzielony od reszty białym sznurem, Klara umarła. Po czym odwróciła się i odbiegła. A mnie szarpnęło potężnie. Patrzę, właściwie wlepiam wzrok w ten kawałek podłogi, w samym kącie dormitorium, ale już prawie go nie widzę przez łzy. I płaczę, nie wiem jak długo. I nic nie rozumiem, nie wiem, o co chodzi? Zalewa mnie fala wzruszenia. I kontempluję, nie do wiary, kawałek podłogi. Tutaj Klara, najukochańsza moja święta oddała swoje życie Bogu. Ostatecznie. W tym skromnym kącie, na podłodze, bez wygód. Cała skierowana była na Boga. Niczego nie miała, wszystko oddała, nic jej Boga nie zasłaniało! Kładę rękę na zimnych kaflach, dotykam świętego miejsca – podłogi. Chcę zamknąć w ręce ten chłód, tę surowość, chcę zapamiętać. Może kiedy pozasłaniam sobie Boga wszystkimi dobrami tego świata, przypomnę sobie Klarę, która umierała na podłodze.
Jak Tomasz potrzebowałam poczuć. I Bóg dał mi to, czego potrzebowałam. „Proście, a będzie wam dane”.

Po południu msza święta w Kaplicy Eliasza.

MAREK:

„Dla mnie najważniejszym miejscem w Asyżu jest kaplica św. Eliasza. Jest to kaplica zlokalizowana w dolnej części Bazyliki św. Franciszka. Położona jest ona już w tej części Bazyliki, która nie jest ogólnodostępna dla pielgrzymów i zwiedzających.
Szesnaście lat temu podczas rekolekcji w Asyżu nasza wspólnota studencka San Damiano przeżywała jedną mszę św. odprawianą właśnie w tej kaplicy. Mszę odprawiał prowadzący wspólnotę ojciec Tomasz. To co się tam wydarzyło odmieniło moje życie na zawsze.
Jechałem na rekolekcje do Asyżu jako młody student Politechniki Gdańskiej -chłopak wierzący, ale równocześnie poszukujący i z całą masą wątpliwości, czy to wszystko, co jest napisane w Piśmie Świętym, nie zostało „wymyślone” przez ludzi. Mądrych, światłych, ale tylko ludzi. Prosiłem Boga w swoich modlitwach, aby rozwiał moje wątpliwości. Mszę świętą w kaplicy Eliasza sprzed szesnastu lat pamiętam tak, jakby była wczoraj. Służyłem wówczas do mszy i byłem bardzo blisko ołtarza. W pewnym momencie poczułem się tak, jak gdyby „coś” przecięło mi głowę poziomo, na wysokości czoła. Poczułem się jak pionowa rura, która została otwarta od góry. Wszystko działo się bardzo szybko, jednak pamiętam kolejność wydarzeń bardzo dobrze. Poczułem, że „coś” w ułamku sekundy wylatuje ze mnie przez otwartą głowę opróżniając mnie. Rura czy inaczej naczynie jakim się czułem zostało oczyszczone. Następnie poczułem, że z wielką mocą „coś innego” – jakiś strumień o ogromnej mocy – przeleciał przeze mnie wpadając od góry przez otwartą głowę i wypełnił mnie od stóp po sam czubek głowy. Poczułem się jak naczynie, które zostało napełnione jak szklanka po sam brzeg. Wszystko to trwało ułamki sekund, a ja stałem oniemiały. Do dziś pamiętam pierwszą myśl, która przyszła mi do głowy - „tak wygląda siła, która może góry przenosić”. I to nie jakieś małe pagórki, siła która może przenieść każdą górę, całe Himalaje, siła która może wszystko! Moc, dla której nie ma rzeczy niemożliwych. DSC 0584

Stojąc dalej w tym samym miejscu próbowałem zrozumieć, co się stało. Zacząłem się rozglądać dookoła szukając skąd się mógł wziąć ten przedziwny powiew. Sprawdziłem również szczegółowo sklepienie kaplicy, które miałem nad głową próbując po ludzku wyjaśnić zaistniałą sytuację. Nie znalazłem jednak nic, co mogłoby chociaż w minimalny sposób wytłumaczyć wydarzenia mające miejsce chwilę wcześniej. Wiem, że to był cud. Znak dla mnie, który odmienił moje życie i rozwiał moje wątpliwości. Od tamtej chwili wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych dla Boga, dla Ducha Świętego, dla Jezusa. W naszej codzienności są często sytuacje i sprawy, o które Boga prosimy, a się nie dzieją. Wiem teraz jednak, że powodem nie jest to, że są one niemożliwe do zrealizowania, a prawdopodobnie dlatego, że nie byłyby one dla nas dobre według Bożej mądrości.
Wdzięczy jestem Bogu za ten dar, który otrzymałem szesnaście lat temu. Myślę, że zmienił moje nastawienie do życia, które teraz jest często pozytywne i bardzo optymistyczne, pomimo trudności. Próbuję zarażać tym innych. Wiem, że tamte wydarzenie to nie tylko dar dla mnie, ale i konkretne zadanie. Zadanie, które mógłbym wykonywać lepiej i nad tym pracuję ;-)”.
Bóg Zapłać.

Przystanek 3, Asyż, 30.04.2013 r.

Tego dnia dzieci „dały czadu”.
Kiedy zwiedzaliśmy Bazylikę Świętego Franciszka z Ojcem Tomkiem, okazało się, że są znawcami tematu i stały się asystentami przewodnika. Po południu, podczas katechezy na temat Krzyża San Damiano, odpowiedziały niemalże na każde pytanie Ojca Tomasza, zdobywając uznanie dorosłych, czasami zawstydzonych własną niewiedzą.


Następnie udaliśmy się do kościółka San Giacomo, gdzie mieliśmy uczestniczyć w Eucharystii.

DSC00438

PAWEŁ:

„Kościółek świętego Jakuba (San Giacomo) nie leży na trasie, którą przebiegają pielgrzymki odwiedzające Asyż - pewnie mało kto wie o jego istnieniu. Ale dla nas od 30.04.1997 roku to jedno z najważniejszych miejsc w Asyżu. Wtedy, tu właśnie padło jedno z najważniejszych pytań w życiu, a co najważniejsze, padła na nie odpowiedź twierdząca i wszystko się zaczęło. Tu bije źródło życia naszej rodziny.DSC 0780Gdy więc 29.04. wieczorem Ojciec Tomasz obwieścił, że następnego dnia msza święta będzie sprawowana u świętego Jakuba i jeżeli ktoś ma jakąś intencję, w której mogłaby ona być sprawowana, to żeby się zgłosił, nikomu nie daliśmy szansy na zastanowienie. To był prezent właśnie dla nas.

Następnego dnia piękna msza, w gronie najbliższych nam ludzi - braci i sióstr ze wspólnoty - niektórzy byli tu z nami 16 lat temu. U świętego Jakuba było wzruszenie, łzy, wdzięczność, ale przede wszystkim Miłość.
Jak dobrze, że były tam z nami nasze dzieci - niech zobaczą i dotkną tego fundamentu, na którym wszystko jest zbudowane. Nie będą się lękać, doświadczając pojawiających się czasem burz”.

DOROTA:

„W Asyżu, przy dużym placu położona jest Bazylika Świętej Klary. Tam, w bocznej kaplicy znajduje się jedna z najważniejszych franciszkańskich relikwii: Krzyż z kościoła San Damiano. Większość z nas zna go z licznych reprodukcji: mamy go w domu, na obrazkach, na rzemykach – jest taki „oswojony”, trochę spowszedniały. Pewnego dnia w czasie rekolekcji mieliśmy specjalny czas na kontemplację Krzyża. Okazał się nieco bardziej zniszczony niż na obrazkach, ciemniejszy, ale też prawdziwy, nie „przesłodzony”. Modląc się tam uświadomiłam sobie, że Święty Franciszek wpatrywał się w ten krzyż i modlił się. Ale nie modlił się „Panie pobłogosław mi, aby moje plany się zrealizowały, żebym miał bezpieczne, spokojne życie, żeby zaspokojone zostały wszystkie moje potrzeby.” Nie prosił o to, by być pięknym, dobrym i mówić mądrze, tak, aby inni widzieli w nim dobrego chrześcijanina. Nie, Franciszek wołał do Boga: „Panie chcę się Tobie podobać, chcę żyć tak, jak Ty tego pragniesz. Panie chcę swoim życiem wypełnić Twoją przenajświętszą wolę …”. I zapragnęłam, aby ten pobyt w Asyżu nie polegał tylko na zachwycaniu się pięknym miejscem, ani na sentymentalnym rozpamiętywaniu, że tu chodził Święty, ale na podjęciu drogi życia po śladach Franciszka”.

W Bazylice Świętej Klary, ciało Świętej. Cenna relikwia. Przychodziłam tutaj, kiedy tylko mogłam. Tego dnia czułam, że po raz ostatni. Od krzyża San Damiano zeszłam do Niej, do podziemi. Nie mogłam się z Nią rozstać. Tak wiele Jej zawdzięczam. Tak wiele jej powierzam. Już za Nią tęsknię, do tych „rozmów”, jak Matka z matką.

Przed Bazyliką modlimy się tańcem, tańczymy dla Niej, wielbimy Boga. Włosi patrzą na ten nasz taniec, niektórzy się włączają i bardzo się cieszą i dziękują za tę chwilę, z Bazyliki wychodzą siostry Klaryski. Śmieją się. Jesteśmy poważnymi ludźmi, na co dzień robimy poważne rzeczy, uczymy, leczymy ludzi, prowadzimy firmy. Teraz plączą nam się nogi, zapominamy kroki, depczemy sobie po piętach – pewnie wyglądamy zabawnie. A ten radosny pląs, wielbiący Boga jest jedną z najpoważniejszych rzeczy, jakie w życiu robimy. Nic ważniejszego dla nas nie ma, jak tylko wielbić Boga. I oby tak pozostało na zawsze.

Kadr2

Przystanek 4, Asyż, Carceri u stóp Monte Subasio, 01.05.2013 r.

KUBA:

„5:00 rano.
Blady świt, gdzieniegdzie rozproszony ostatnimi latarniami, świergot ptaków, które zaczęły budzić świat do życia, uliczki wilgotne od porannej mgły i ani żywego ducha. Takiego Asyżu nie znałem, takiego szukałem...
Przemykam wąskimi zaułkami, krętymi schodami pnę się w górę, coraz wyżej i wyżej do Rocca Maggiore, skąd spodziewam się zobaczyć wschód słońca i powitać kolejny dzień. Widoki tak piękne, że akty strzeliste same cisną się na usta – dzięki Ci Boże!
Ze szczytu widok na budzący się powoli Asyż: bazylika Św. Franciszka, Św. Klary, katedra Św. Rufina… w oddali Santa Maria degli Angeli i gaje oliwne wokoło. Atmosfera poranka nastraja do kontemplacji – o ileż bliżej do św. Franciszka w wyciszonym mieście bez gwaru turystów. Modląc się różańcem
schodzę niżej do miasta, do kościółka San Stefano. Taki obraz Asyżu chciałbym zapamiętać. Powoli dochodzi 7:00, zaraz zacznie się jutrznia i rozpoczniemy kolejny dzień rekolekcji – jest pięknie!”
DSC 0219
Wychodzimy do Carceri, tam, gdzie Święty Franiszek wraz ze współbraćmi uciekali od zgiełku miasta i modlili się w ciszy. Wychodzimy na spotkanie z Panem. Spędzimy tutaj cały dzień o chlebie i wodzie.

MARLENA:

„Zastanawiałam się i pytałam, z czym przyszedł do mnie Jezus podczas tego wyjazdu, z czym trwalszym i głębszym od wspomnień, uroku miejsc i odprężenia wróciłam. Był to niewątpliwie czas błogosławiony we wszystkich wymiarach - począwszy od decyzji o tym małżeńskim, rodzinnym i jednocześnie wspólnotowym wyjeździe, przez drogę, doświadczenie piękna, wspólnoty i wiary naszych dzieci, po błogosławieństwo papieża Franciszka, ciszę, świadectwo kroków Ojca Tomasza i moje spotkanie Pana.

DSC00548

Pośród tej wielości wrażeń i znaków osobiście poruszona zostałam najpierw słowem Ewangelii czytanej podczas Mszy św. nieopodal Pustelni Carceri u stóp Monte Subasio - miejsc, do których św. Franciszek uciekał, by w samotności i modlitwie słuchać Boga. W Ewangelii z 1 maja Jezus, wydawałoby się niefrasobliwie zachęca: "Poproście , o COKOLWIEK chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami.(J 15, 7b-8)" Chyba dawno nie miałam odwagi prosić konkretnie - niby oddając się Opatrzności, ale ostatecznie chyba po prostu nie mając wiary. Słowo to przyszło do mnie jako wezwanie, by uwierzyć, by zdecydować, w co wierzę i postępować konsekwentnie do tej decyzji. Stąd CREDO wypowiedziane później we wspólnocie przy grobie św. Franciszka oraz na górze jego stygmatów stało się dla mnie punktem kulminacyjnym przeżywania ogłoszonego przez papieża Benedykta XVI Roku Wiary.

Przystanek 5, Asyż, 02.05.2013 r.

Śpieszymy do Bazyliki Świętego Franciszka, o godzinie 7.00 przeżyjemy Eucharystię przy Grobie Świętego. Msza w absolutnej ciszy, nad nami modlą się Franciszkanie opiekujący się tym miejscem. Nie ma jeszcze żadnych turystów. Wszędzie cisza. Wszędzie modlitwa.
Po Eucharystii podchodzimy do kamiennego grobu, dotykamy kamieni. Jakby spodziewając się, że już one chowając ciało Franciszka mogą się za nami wstawić. Święty Franciszku módl się za nami.

DSC 0603

PAULINA:

„Jak oddać życie Bogu, będąc żoną, mamą, osobą pracującą na pełen etat zawodowo? Jak zauważyć, docenić i znajdować czas dla cudownych ludzi, których spotykam na swojej drodze? Jak znaleźć siły do pokochania nieprzyjaciół, którzy też są wokół mnie…? Jak w świecie dobrobytu wybrać ubóstwo? Jak robić rzeczy wielkie, gdy z małymi nam żyć wygodniej? Po co to „ludzkie” wszystko…? Z tymi i wieloma innymi pytaniami wyjeżdżałam na naszą pielgrzymkę.
Krocząc przez kilka dni śladami Św. Franciszka z Asyżu, w towarzystwie moich aniołów - męża, dzieci, Ojca Tomasza, sióstr i braci ze wspólnoty - będąc na ziemi miałam poczucie, że dotykam nieba… Pan Bóg dał mi odpowiedź na tak wiele pytań, pozwolił dojrzeć do ważnych (po ludzku chyba nawet trochę wariackich ?) decyzji. Tylko On wie, czy wdrożę je w życie - pewnie jeśli taka będzie Jego wola to tak. Wierzę, znów na nowo i bardzo mocno, że jedyną drogą jest oddać to Jemu, wejść w ten ocean miłości nie po kostki, ale utopić się w nim. I błagać o odwagę na stracenie życia, aby… je zachować.
A żeby było raźniej, to w sercu noszę nasze okrzyki z Placu św. Piotra: Vivat Cristo Rei! Vivat Papa Fracesco! I włoskie słońce”.

Odwiedzamy Porcjunkulę, ukochany przez Franciszka kościółek, odbudowany jego własnymi rękoma. O nim to Franciszek mawiał: „Baczcie, synowie, byście kiedyś nie opuścili tego miejsca. Jeśliby was wyrzucono na zewnątrz z jednej strony, wchodźcie z powrotem z drugiej, bo miejsce to jest naprawdę święte i mieszkaniem Boga”. Franciszek doświadczył, że Bóg szczególnie ukochał to miejsce. W jej pobliżu, 3 października umarł.
Do dzisiaj, 2 sierpnia, w dzień wspomnienia Matki Bożej Anielskiej z Porcjunkuli, w każdym kościele parafialnym można uzyskać odpust zupełny, zwany „odpustem Porcjunkuli”.

DSC00652

Po południu wspinamy się na wyższe tarasy Asyżu, udajemy się na ostatnie nieszpory do kościółka San Stefano. Kościółek jest malutki, ledwo się w nim wszyscy mieścimy, niewiele w nim światła, na ścianie fresk ukazujący Jezusa ukrzyżowanego, który do nas z krzyża się uśmiecha. Po nieszporach, całymi rodzinami podchodzimy do ołtarza. Ojciec Tomasz na czole każdemu kreśli oliwą znak TAU, wypowiada słowa: „ Miłosierdzia dostąpią ci, którzy będą nosili znak TAU, znak pokutnego, odnowionego w Chrystusie życia”. Wiesza nam na szyi drewnianą „taukę”. Skupieni wokół ołtarza podnosimy wysoko świece. Chwila jest bardzo uroczysta, bez wyjątku podjęliśmy decyzję, że chcemy podążać za Chrystusem. Wychodzimy z kościoła, natychmiast oblewa nas piękne słońce. A my nie jesteśmy już tacy sami.

DSC 0068

Przystanek 6, La verna,03.05.2013 r.

Opuszczamy Asyż. Z bólem, z żalem. Czy wrócimy jeszcze? Niektórzy wciąż wracają.

OLA:

„Asyż…. dla mnie to przedsionek nieba.
Pierwszy raz byłam w Asyżu w 1981 r. Wtedy poczułam tam wolność - jako wielką otwartą przestrzeń w każdym wymiarze. Bardzo młodą wtedy dziewczynę zachwyciła przyroda, widoki, ludzie skierowani na człowieka- nawet obcego. Jednak to, co pozwoliło mi się tak poczuć było ukryte w życiu Franciszka i Klary. Wtedy siedząc na placu przed Bazyliką św. Klary ujęta wielkim urokiem miejsca zostałam również pociągnięta urokiem i tajemnicą Ich życia. Zgłębiam tę tajemnicę do tej pory, odkrywając ciągle „nowe”.
Potem przyszedł rok 1999. Patrząc na historię mojego życia – powiem, że TO NIE PRZYPADEK, że zostałam wraz z Tadeuszem zaproszona na rekolekcje studenckie w Asyżu organizowane i prowadzone przez o. Tomasza. Umęczona sobą, swoim życiem, swoim małżeństwem , trudami dnia codziennego, jechałam tam kierowana wspomnieniami - po wytchnienie. Czułam wielką ulgę, że na te kilka dni mogę odłożyć tzw. „życie światowe” na rzecz tego duchowego. Korzystałam z tego, ile miałam sił, aby zyskać jak najwięcej i nabrać sił na dalszą drogę. Takie były moje oczekiwania i to dostałam. Wtedy doświadczyłam także, że Pan Bóg nie ogranicza swojego działania naszymi pragnieniami. Daje nam więcej, nawet to, czego sami nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić i pragnąć dla siebie. Dla mnie wtedy właśnie to uczynił. Uczynił cud. Zajął się nie tylko mną, ale i Tadeuszem, naszym małżeństwem. Dał nam nową miłość, nową relację, NOWE ŻYCIE.
Od tamtego wyjazdu patrzę na Asyż nie tylko jako na piękne, urokliwe miasteczko przesiąknięte duchowością franciszkańską, ale na miejsce cudów. Takie myślenie wynika z moich doświadczeń, ale także z doświadczeń innych osób.
No i w końcu 2013 r. Znowu tu jestem. Bardziej ze słowami na ustach i w sercu typu - jestem, trwam, kocham, niż konkretnej prośby. Niezmiennie z wielką radością, że mogę odłożyć choć na chwilę sprawy tego świata na rzecz tych „bożych”. Nowym dla mnie doświadczeniem było, że nie tylko przykład życia i charyzmat Franciszka i Klary jest główną przyczyną tak mocnego działania Pana Boga w tym miejscu. Zobaczyłam, że Asyż jest jednym z niewielu miejsc we współczesnym świecie, gdzie modlący się, wyznający swoją wiarę otwarcie ludzie nie wzbudzają negatywnych emocji i nie są zgorszeniem. I ta modlitwa płynie do nieba tak, jak ludzie w nieustającym orszaku do grobu św. Franciszka. Cieszę się, że mogłam być małym ziarnkiem w tym orszaku”.

DSC 0218

Dojeżdżamy do La Verna, tutaj przeżywamy Drogę Krzyżową, do rozpoczęcia mszy mamy jeszcze 40 minut. Ojciec Tomasz siada na kamiennej ławce, pod murem i spowiada. Ustawia się długa kolejka. Najpierw dzieci, przez cały czas naszej wędrówki były krok przed nami, uczyły nas wiary. Widok Ojca posługującego bez przerwy, pochylającego się nad klęczącymi na kamieniach dziećmi, pozostanie mi chyba w sercu na zawsze.

DSC 0216MARLENA:

„La Verna - Góra Alwernia, (na której niemal 800 lat temu św. Franciszek został naznaczony ranami ukrzyżowania Chrystusa) już w Roku Jubileuszowym 2000 stała się dla mnie słodkim miejscem łaski, niemal cudownego i definitywnego uwolnienia od smutku, który przez kilka lat mnie ściskał. Przez słowo o męczeństwie zostałam wówczas zaproszona do całkowitego oddania Jezusowi mojego cierpienia. I tym razem, po 13 latach, jechałam we łzach (siejąc?), ze świadomością zarówno własnej słabości jak i bezradności. Dlatego poprosiliśmy O.Tomasza o odprawienie tam Mszy św. w intencji naszej rodziny. Z radością i wdzięcznością przyjęłam wybór formularza Mszy św. o stygmatach św. Franciszka. Stygmaty - rany, które się nie goją, nieustannie pieką i nie pozwalają o sobie zapomnieć, wobec których jednocześnie trudno się buntować, gdyż są znakiem wyjątkowego dotknięcia, pocałunku Jezusa.
Wyjeżdżając czułam, że znak TAU, który dzień wcześniej o.Tomasz nakreślił na naszych czołach i rozważanie o stygmatach stały się dla mnie źródłem umocnienia w wierze, pociągnięciem do ufnego powierzania się i odważnego przyjmowania wszystkiego, co pochodzi z ręki Boga. Teraz w myślach tulę te święte miejsca i tęsknię za nimi, choć wierzę, że to co prawdziwe, nie mija, że łaska tam dana trwa i będzie działać.
Przyjdź Duchu Święty!”

W czasie Eucharystii Ojciec Tomasz rozesłał nas do domów. Mamy wrócić jako uczniowie Chrystusa i być żywym świadectwem. Być Jego apostołami. Łask złapaliśmy wiele, pragnienie w nas ogromne. A kiedy przyjdzie trwoga, zwątpienie, kiedy pozwolimy, żeby świat zaczął zasłaniać nam Boga, wtedy można zamknąć oczy i dotknąć tego szczególnego miejsca, pewnie każdy z nas takie ma , tak jak ja, TEN kawałek podłogi.

DSC 0088

KILKA SŁÓW O WYJĄTKOWYCH PĄTNIKACH – NASZYCH DZIECIACH

Okazało się, że są świetnie przygotowane, ich wiedza o Świętym Franciszku i Świętej Klarze była zdumiewająca. Wiedzę przywiozły z domu. Czytały, szperały gdzie mogły. A ciekawość ich wciąż rosła. Więc pytały. Każdego. Zmuszając przy tym do myślenia i poszukiwania. Były niestrudzone. Dziewczynki urządziły teatr i wystawiły sztukę o spotkaniu Świętego Franciszka z wilkiem, chłopcy licznie służyli do mszy. Uczestniczyły w każdym przygotowanym przez Paulinę i Marka quizie, w grze terenowej po Asyżu. Wydawać by się mogło, że są wszędzie. Jakby miały dar bilokacji. A tak naprawdę ich zachłanna wiara umacniała nas i zawstydzała, prowokowała. Dzięki młodsi bracia i siostry!

KSENIA lat 11 wkrótce:

Kiedy modliłam się w Bazylice Świętej Klary pomyślałam, że Święty Franciszek i Święta Klara byli bardzo oddani Bogu. To mnie zachęciło do żarliwszej i dłuższej modlitwy, żeby chociaż trochę być taka, jak oni.

PAWEŁ lat 12:

Jadąc do Asyżu myślałem, że będzie tam gorąco i nudno, bo tak mówił kolega, który był tam podczas wakacji. Ale było fajnie i miło. Będąc tam zjadłem mnóstwo lodów (oczywiście włoskich) o różnych smakach oczywiście. Ceny były o wiele wyższe niż w Polsce, ponieważ były w euro. Kościoły, bazyliki, kaplice były piękne. Niektóre wielkie i w centrum uwagi, niektóre małe, schowane i skryte między zabudowaniami. Nad Asyżem znajdowała się wielka góra Monte Subasio. Pewnego słonecznego dnia postanowiliśmy wejść na sam szczyt. Po drodze było oczywiście więcej atrakcji, takich jak klasztor pustelnia Carceri. Szliśmy wąskimi i krętymi ścieżkami. Jakaś osoba powiedziała, że jest bardzo dużo żmij i potem bałem się każdego dźwięku w krzakach po drodze. Podobało mi się, jak pewnego dnia w Kaplicy San Stefano Ojciec Tomasz namaścił nas świętym znakiem Tau. To taki znak, że należymy do Boga. Na koniec rekolekcji Ojciec Tomasz odprawił pożegnalną Mszę i drogę krzyżową w Sanktuarium na górze La Verna. Tam św. Franciszek otrzymał stygmaty. Potem wszyscy się rozjechali do domów. Nasz wesoły „busik” pojechał jeszcze do Padwy (Padova) i Wenecji (Venezia). Na koniec zajechaliśmy do Vicenza na pożegnalną włoską pizzę.

IMG 8582

POSTLUDIUM

Rekolekcje zakończyły się. Czyżby?

MAREK:

… zazwyczaj jestem „trochę” nakręcony i pozytywnie nastawiony do życia, jednak teraz, po rekolekcjach w Asyżu czuję się jeszcze bardziej naładowany i zbudowany tym wszystkim, co tam przeżyliśmy. Pracuję i mieszkam w Gdańsku, jednak myślami cały czas jestem gdzieś daleko – tam na placu św. Piotra w Watykanie, tam obok przejeżdżającego obok nas papieża Franciszka, tam w Asyżu…

Chodzimy po Gdańsku, a serce nasze wciąż nie tutaj. Pieśń uwielbienia trwa.

Zebrała i opracowała Sylwia Nitkowska

 

Logowanie